poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 3


                                                                     NICO


Cały obóz wyglądał jak po przejściu tornada. A może i nawet gorzej. Tylko raz widziałem tornado, ale na wielkiej polanie, więc to co innego.
Wszystko w promieniu stu metrów zostało dosłownie zmiecione z powierzchni ziemi. Domek Zeusa i Hery, obok Wielkiego Domu (który jakimś cudem przetrwał bez najmniejszej szkody) rozpadł się dosłownie na kawałeczki. Wszędzie leżały różne meble. Drzwi, książki, a raczej ich pozostałości, łóżka, szafki i tak dalej. Domek Posejdona, też został nieco uszkodzony, ale nie aż tak.
Tylko jedna ściana odpadła.
Jakaś figurka bogini, którą kiedyś zrobił Jason, rozsypała się w proch. Nawet arena nie wyglądała najlepiej. Te dziwne urządzenia wyświetlające potwory, leżały porozwalane. Można było dostrzec także różnej wielkości belki i nawet kawałek rusztowania. Na szczęście większość areny była zbudowana z metalu i niebiańskiego spiżu. Jednym słowem rozpierdol.
Dalszej części obozu nie widziałem dokładnie, bo w powietrzu unosił się jeszcze ciemny, gryzący w oczy dym.
Pośrodku tego wszystkiego zebrała się już całkiem spora grupka obozowiczów. Od razu poznałem, że większość z nich to dzieci Aresa i Hermesa. Stali w okręgu, przyglądając się czemuś, a raczej komuś. Przepchnąłem się między nimi i zobaczyłem, że w środku, obok wielkiej na dwa metry dziury, kłócą się jakaś dziewczyna i chłopak.
- No kurwa twoja mać Chris! Pojebało cie totalnie? Nie po to wykradłam bombę Oliverowi, żebyś
mógł sobie obóz wysadzić- krzyczała czarnowłosa wymachując tamtemu sztyletem przy twarzy.
    Chłopak wyglądał na jednocześnie przerażonego i zdziwionego.
- No to kurwa mogłaś mnie ostrzec, że to nie jest zabezpieczone.
- No kurwa, przecież nie mogła wybuchnąć sama co nie? Ktoś musiał odpalić- oburzyła się dziewczyna i szykowała się do ciosu, ale powstrzymał ją inny chłopak. Złapał ją za ręce i odwrócił w swoją stronę. Dopiero teraz mogłem bliżej przyjrzeć się dziewczynie. Miała kruczoczarne włosy i zielone oczy. W brwi i wardze nosiła kolczyki, a na karku miała tatuaż. Nie widziałem go za bardzo, bo przesłaniały go włosy. Miała na oko jakieś dwadzieścia lat.
Chłopak był znacznie wyższy, ale na pewno młodszy od niej. Włosy też miał ciemne, ale bardziej brązowe niż czarne. Oczy jasnozielone i duże. W sumie to całkiem przystojny.
Był bardzo wkurwiony.
- Coście kurwa, narobili? Widziałaś mój domek? Brakuje jednej ściany- warknął odpychając dziewczynę. Ona jednak nie zareagowała tylko podniosła sztylet, który wypadł jej z dłoni.
Wtedy do akcji wkroczyła Gabrielle. Obozowicze zrobili dla niej miejsce. Stanęła dokładnie naprzeciwko zielonookiej. Córka Zeusa wyglądała naprawdę groźnie. Przypominała mi Thalię.
- Emily, czy możesz mi do cholery wyjaśnić dlaczego obóz wygląda jak po wybuchu bomby atomowej?- wykrzyczała. Jednak czarnowłosa nic sobie z tego nie zrobiła. Na jej twarzy pojawiło się coś co trochę nawet przypominało uśmiech.
- Siostrzyczko moja kochana. Otóż to była bomba, tyle, że nie atomowa. A dokładniej to pożyczyliśmy ją sobie od Olivera, ale ten dureń Chris zamiast w lesie, czy na Rzymskiej Polanie wysadził ją tutaj. Do mnie pretensji nie miej- powiedziała spokojnie ciągle niby się uśmiechając. Ona jest siostrą Gabi? No nigdy bym nie zgadł. Raczej mi wygląda na dziecko Aresa, a nie Zeusa.
Ten cały Chris spuścił głowę. Miał blond włosy i lekko szpiczaste uszy. Na stówę dzieciak Hermesa.
- Skończ! Później porozmawiamy. Teraz są ważniejsze sprawy. Po pierwsze za trzy godziny będzie narada, więc przekażcie, że wszyscy grupowi mają się obowiązkowo stawić w Wielkim Domu. Ty też Emily. No i ci, którzy do nas wczoraj dołączyli- wszyscy pokiwali głowami, a niektórzy popatrzyli się na mnie dziwnie.- Po drugie za karę Chris i Emily nie będziecie mogli uczestniczyć w żadnych misjach przez rok. No i zapraszam do Domu Pretora. Musimy sobie wszystko wyjaśnić. A po trzecie trzeba tu posprzątać. Wszyscy, a nie tylko dzieciaki Hefajstosa i Hekate. Raphael, ty rozdzielisz prace- zwróciła się do (chyba) syna Posejdona.
Gdy skończyła, odeszła w stronę Domu Pretora, czy tam Wielkiego Domu, a za nią podążyli Chris i Emily, która zdążyła jeszcze rzucić wszystkim nienawistne spojrzenie.
- No dobra, mój domek odbudują dzieciaki Hekate, areną zajmą się dzieci Hefajstosa i Hermesa, Demeterniątka mają za zadanie odbudować całą ziemię, a dzieciaki od Afrodyty całą resztą. Pozostali róbcie kurwa co chcecie- powiedział Raphael i podszedł do mnie. Inni bez zastanowienia zaczęli wypełniać jego polecenia.
- A ty to kto?- warknął przyglądając mi się. Był mniej więcej tego samego wzrostu co ja. Przez koszulkę widać było zarys mięśni. Na serio przystojny.
- Gówno ci do tego- odparłem. W sumie nawet nie wiem dlaczego tak. Może to przez jego postawę?
- Posłuchaj, nie wiem kim jesteś, ale wyglądasz podejrzanie, więc nie oczekuj, że będę miły. Szczerze nie ufam nikomu, a tobie w szczególności. Narka- dodał po czym odszedł w stronę areny krzycząc coś do jakiegoś dziecka Hefajstosa. Niezły ma charakterek.




                                                              VERONICA

No kurwa mać. Dziwniejszych ludzi to nie mogłam spotkać? Wszyscy mnie na tym obozie wkurwiają. A ta Gabrielle wszystkich przebija. No bo do cholery ile razy można powtarzać, że się kogoś nie zna? Pół godziny musiałam jej tłumaczyć, że spotkałam tego całego Nico w lesie jakieś pół godziny przed ich interwencją, ale ona nie chce uwierzyć. Może on jej kurwa wytłumaczy.
No ale na tym się skończyć nie mogło. Kiedy wyszłam z Domu Pretora, a raczej teraz pretorki, doczepiła się do mnie jakaś córka Aresa. Pieprzyła coś po francusku, więc za bardzo nie zrozumiałam. Myślałam, że mnie zaraz pobije. Na szczęście uratował mnie wybuch. Co jak co, ale nie spodziewałam się, że robią tutaj bomby. Może jednak mogłabym się przyzwyczaić? Chyba warto zaryzykować. Poza tym nie uśmiecha mi się błądzenie przez resztę życia po całym świecie, ukrywając się przed potworami.
Nie chciało mi się brać udziału w tym całym wielkim sprzątaniu, więc poszłam czegoś się napić. Skierowałam się do stołówki. Przynajmniej miałam nadzieję, że tam idę. Przecież nie znam całego planu obozu.
Niedaleko wejścia do jadalni, zatrzymała mnie jakaś dziewczyna.
- O co chodzi?- zapytałam przyglądając się nieznajomej. Była niezbyt wysoka, ale za to bardzo szczupła. Miała krwistoczerwone włosy i orzechowe oczy. Pomimo tego, że na twarzy nie było śladu makijażu, była bardzo ładna.
- Nie możesz tam wejść. Drzwi otwierają się tylko na śniadanie, obiad i kolację.
- Głupie to- skomentowałam.
- Co poradzić? To jeszcze zarządzenie Chejrona. Niby, że mamy się nie obżerać- przewróciła oczami.
- A jeśli ktoś chce pić?- zapytałam.
Dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie i wskazała na budynek za sobą. W sumie to nie wiem, czy można to nazwać budynkiem. Jakieś dwieście metrów od nas stał mały sklepik. Cały był biały włącznie z dachem.
- Jeśli ktoś chce pić, musi sobie kupić. Nie mamy tego dużo, ale jakoś idzie. Nawet nie wiesz ile można zarobić. Szczególnie jeśli są jakieś zawody, albo do prowadzenia treningów są wyznaczeni Raphael, Scott albo Marshal.
- Kto to wymyślił?
- Tak dokładnie to nie wiem, ale na pewno jakieś dziecko Hermesa. Tylko oni sprzedają, ale dzisiaj zgodziłam się zastąpić koleżankę. No i dobrze, bo po tej akcji z bombą, będzie dużo sprzątania, a jak wiadomo, później okropnie chce się pić- wyjaśniła heroska.- A tak w ogóle to jestem Madeline, ale wszyscy mówią mi Mad, a Ty?
- Veronica, ale wolę kiedy mówi się do mnie Nika- odpowiedziałam. Później skierowałyśmy się do sklepiku. Dziewczyna przeszła za ladę.
- Więc co podać?- zapytała lekko się uśmiechając.
- Coś darmowego?- zasugerowałam robiąc maślane oczka.- No wiesz, ja tu od niedawna, więc kasy za bardzo nie mam.
Mad zastanowiła się chwilkę, ale po jej minie wiedziałam, że się zgodzi.
-No dobra. Tak na powitanie. Więc co wybierasz?
- Sok pomarańczowy- teraz to ja się uśmiechnęłam. Nie często to robię, ale przy tej półbogini inaczej się nie da.
Posiedziałam z nią jeszcze chwilę. Z jednej strony, bo dobrze mi się z nią rozmawiało, a z drugiej, bo daszek dawał trochę schronienia przed słońcem. Nie lubię się opalać.

Jakąś godzinę później poszłam zerknąć jak idą prace. Nie żeby mnie to coś interesowało, ale zawsze miło popatrzeć na wysiłki innych matołów, którzy dali się zaciągnąć do ciężkiej roboty.
Kiedy byłam przy arenie i podziwiałam jak belka przygniotła jakąś lalę, nagle zrobiło się ciemno jak w nocy. Z Wielkiego Domu wybiegła przerażona Gabrielle. Zaczęła krzyczeć, że wszyscy mają wracać do domków i się ukryć. Nie wiem dlaczego, ale jakoś wszyscy jej posłuchali. Ej no, czy wszyscy się jej tu boją? Ja nie miałam zamiaru przegapić czegoś tak super się zapowiadającego. Niedaleko mnie stały jakieś skrzynie, a że nikogo obok mnie nie było, postanowiłam wykorzystać sytuację i schować się za nimi. Już prawie wszyscy stąd uciekli. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu. Podskoczyłam wystraszona. Wyciągnęłam miecz, ale nie musiałam go używać, bo tym kimś okazał się Nico.
- Nie strasz koleś- warknęłam.
- Sorki. Nie miałem takiego zamiaru- odparł. Wskazał na Gabrielle, która Wyganiał resztę obozowiczów do ich domów.- Też jesteś ciekawa co się dzieje?- zapytał z uśmiechem. Może i udawanym, ale liczy się intencja.
- No może. Jak widać nie sama- powiedziałam.
- Mogę tu z tobą poobserwować?
- Hmmm dobra, ale masz siedzieć cicho, bo zabiję- zagroziłam i skinęłam na na sztylet przy moich spodniach.
Nico pokiwał głową i wyjrzał za skrzynie. Zrobiłam to samo. Oprócz Gabi nie widziałam nikogo innego. Stała z kryształowym mieczem w jednej ręce i srebrnym pistoletem w drugiej. Obejrzała się dookoła, więc schyliłam się, żeby mnie nie zauważyła. Coś czułam, że jeśliby mnie nakryła, miałabym przerąbane.
Po chwili znowu podniosłam głowę. Czarne chmury zasłoniły całe niebo. Przez chwilę było cicho jak w trumnie, ale po kilku sekundach oczekiwania zaczął wiać wiatr. Na początku lekki wietrzyk jak na wiosnę, ale po chwili przerodził się w prawdziwą wichurę. Włosy zakrywały mi twarz, więc musiałam je spoiąć. Na szczęście zawsze noszę na ręce, oprócz sznurka odstraszającego duchy, pobłogosławionego w jakiejś świątyni lamy, który dostałam od mojego wujka, czarną gumkę do włosów.
Taka pogoda trwała przez kilka minut dopóki jakieś dziesięć metrów od Gabi pojawiła się dziwna postać. Przez chwilę widziałam tylko zarys sylwetki, jednak po chwili pojawiły się szczegóły. Była to wysoka, szczupła kobieta. Unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Miała na sobie ciemnofioletową długą suknię, przepasaną w talii szerokim czarnym pasem. Odsłonięte ramiona i twarz były bardzo blade. Czarne lekko falowane włosy, sięgały niemal ziemi. Twarzy nie widziałam dokładnie, bo znajdowałam się w sporej odległości od niej, ale zauważyłam, że jej oczy są bardzo duże i na dziewięćdziesiąt procent czarne, albo fioletowe, a usta także w ciemnym kolorze. w ręku trzymała czarny długi sztylet.
Na jej widok ciarki przebiegły mi po plecach. Zimny wiatr jakby skierował się do niej. Kobieta znalazła się teraz tak jakby w centrum tornada. No może to za dużo powiedziane, ale jednak.
W pewnej chwili dookoła dziwnej dziewczyny, zmaterializowały się stwory. Było ich około dwudziestu. Były małe i dosyć grube. Niestety przez ciemny dym, który unosił się przy nich, nie widziałam dokładnie. Mogłam wybrać sobie miejsce trochę bliżej. Jeden z nich odwrócił się w moją stronę. Nie mogłam się poruszyć.
Jego twarz była potwornie zdeformowana. Połowę twarzy zajmowała paszcza. Ostre zęby wbijały się w wargi. Zamiast nosa, tuż nad paszczą dostrzegłam dwie czarne dziury, a jeszcze wyżej znajdowało się jedno przekrwione oko.
Myślałam, że mnie dostrzegł, ale na szczęście w porę odciągnął mnie Nico.
- Uważaj- syknął. Jeśli to możliwe pobladł jeszcze bardziej. Teraz jego skóra była prawie biała. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że nawiedził mnie duch.
- Wiesz kto to jest?- zapytałam. Zakładałam, ze będzie wiedział, ale jednak się pomyliłam. Chłopak pokręcił przecząco głową i wrócił do podglądania.
Gabi schowała pistolet, ale nie opuściła miecza. Kobieta wyraźnie ją przerażała, ale heroska starała się być dzielna. Wyglądało, jakby znała tą kobietę. Zapytała się jej czemu ją nawiedza. Zjawa (bo tak postanowiłam ją nazywać) zaśmiała się i odpowiedziała jej w dziwnym języku. Niestety go nie znałam i sądząc po minie Di Angelo, on również. Co chwilę obie coś wykrzykiwały. Trwało to jakieś pół godziny. Przynajmniej tak mi się wydawało. Na koniec dziwna zjawa zaśmiała się szyderczo i zniknęła. jej potwory także. Chmury znikły z nieba. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, słońca już nie było. Zamiast niego, świeciły dziesiątki gwiazd. To ile w końcu one rozmawiały? Trzy godziny? Cztery? A może pięć? Niestety nie byłam wyposażona w zegarek.
Gabrielle rozejrzała się wokoło i wróciła do swojego domku. Nikt nie wyszedł sprawdzić co się stało.
- Rozumiałeś coś?- zwróciłam się do mojego towarzysza.
- Nic, a nic- powiedział podnosząc się i otrzepując spodnie.- Ale wiesz co? Może lepiej już wracajmy do domów.
- Masz rację, ale jutro musimy pogadać z Gabrielle.
- To się rozumie. Przeniosę nas cieniem okej?- zapytał wyciągając do mnie ręce. Może i tak będzie lepiej. Przynajmniej nikt nas nie zauważy. No chyba że jakieś moje rodzeństwo. Ale to się załatwi, żeby nie wygadali.
Złapałam do za dłonie.
- Zaczekaj. a kolacji nie będzie?- zapytałam zdając sobie sprawę z tego, że nagle zrobiłam się bardzo głodna.
- Widocznie musimy poczekać na jedzenie do jutra.

Mimo głodu pokiwałam głową i już po chwili stałam przed drzwiami mojego nowego domku.  

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 2




     No więc tak. To na pewno nie jest żart któregoś z bogów. No chyba, że postanowili sobie przedłużyć rozrywkę. Ocknąłem się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Trochę wyglądało na szpitalną salę, ale nie do końca. Raczej na takie pomieszczenie, w którym w filmach trzyma się jakieś niezidentyfikowane potwory do badań czy ludzi z nadnaturalnymi zdolnościami.
Leżałem na białym szerokim (co samo w sobie jest dziwne) łóżku. Obok mnie stała szafka z jakąś szklanką i ciastko. Podejrzewam, że może to być ambrozja. Ściany także zostały pomalowane na biało. Naprzeciwko mnie znajdowały się srebrne drzwi, a obok nich przezroczysta szafa z zamkiem na szyfr. Po prawej stronie było duże okno, jednak teraz zakryte żaluzjami. Niby niezbyt dziwnie, ale na przeciwnej ścianie wisiał wielki telewizor. A przynajmniej przypominał go z wyglądu. Chociaż mógł to być komputer. Na ekranie wyświetlone było coś jak karta pacjenta, tylko elektroniczna. Oczywiście wszystko było po grecku. Prawie nic nie zrozumiałem. Oczywiście znam grekę, ale nie znam się na tych lekarskich bzdurach. Niby Will coś mi tam kiedyś tłumaczył, ale my nie mieliśmy takiego sprzętu. Obok tablicy znajdowało się coś co wyglądało na klawiaturę, ale bardzo dziwną. Takiej jeszcze nie widziałem. Zamiast liter były jakieś znaki i (a jednak) kilka greckich i łacińskich liter. Dopiero teraz zauważyłem, że od tego komputera ciągnie się cieniutki kabelek prowadzący do mojego łóżka. A dokładniej do mojej ręki. Usiadłem natychmiast, co nie było dobrym pomysłem, bo od razu zakręciło mi się w głowie, i zerwałem z mojego ramienia te kabelki. W tej samej chwili ekran zgasł i pojawił się napis: TRUP. No zajebiście. Na szczęście nie miałem wbitych żadnych igieł.
Co jeszcze dziwniejsze nie miałem żadnych śladów po walce z potworami. Na ramieniu, w którym miałem wbity sztylet nie została najmniejsza blizna.
Z pewnym trudem wstałem na nogi. Miałem na sobie tylko białe spodnie. No kurwa. Jak ja nienawidzę tego koloru. Gdzie są moje czarne ubrania?

Podszedłem do ''komputera'' i dostrzegłem, że obok niego znajdują się jeszcze jedne drzwi. Postanowiłem najpierw sprawdzić je. Otworzyłem je minimalnie i zajrzałem do środka.
Nie wyczuwałem niczego dziwnego, ani strasznego, więc wszedłem.
Pomieszczenie okazało się być łazienką. I to jaką. Podłoga i ściany były ogrzewane, w rogu znajdował się prysznic i wanna z hydromasażem, na półkach pełno różnego rodzaju płynów do kąpieli, na szczęście ściany nie były białe tylko beżowe, ale to i tak niewielka różnica.
Na szafce obok umywalki, poskładane i wyprane moje ubrania. Najciemniejszy akcent w całym pomieszczeniu.
Spojrzałem w lustro. Masakiera, wyglądałem jak żywy trup. Mega blady, chudy, z czarnymi rozczochranymi włosami i lekko podkrążonymi bardzo ciemnymi oczami. No pozazdrościć.
No, cóż. Może jednak przed sprawdzeniem tych srebrnych drzwi wezmę krótką kąpiel? W końcu, co mi szkodzi?

Wziąłem krótki prysznic, bo kąpiel byłaby za długa. Zresztą, pewnie wyskoczyło im na jakimś tam głównym komputerze, że właśnie ''umarłem'', więc niedługo może się ktoś zjawić.
W zasadzie od razu powinienem opuścić to pomieszczenie, ale dziś jakoś tak racjonalnie nie myślałem.

Po około kwadransie byłem już ubrany. Jak to dobrze mieć na sobie swoje ubrania, a nie jakieś szpitalnie ciuchy.
Ponownie spojrzałem na moje odbicie. Od razu lepiej. Twarz nabrała trochę kolorów, a oczy nie były już tak podkrążone. Nawet nie wyglądałem już tak chudo. Tylko moje włosy nadal były w nieładzie. Sięgnąłem po grzebień, ale wypuściłem go od razu, ponieważ odezwał się dziwny głos:
DZIEŃ DOBRY! JESTEM SHIKE I POMOGE CI DOBRAĆ FRYZURĘ. HMMM MOŻE PO PROSTU.... Odstawiłem grzebień na miejsce i głos automatycznie się wyłączył. Jeszcze tego brakowało. Zostawiłem włosy w spokoju i opuściłem łazienkę.

Od razu skierowałem się do tych srebrnych drzwi. Sądziłem, ze okażą się zamknięte, ale jednak się myliłem. Otworzyły się kiedy jeszcze nawet nie dotknąłem ręką klamki.
Korytarz tak samo jak sala był cały biały. Chyba zaraz zwymiotuję. Taki ohydny kolor.
Co kilka metrów po obu stronach korytarza stały takie same srebrne drzwi jak u mnie.
W pewnym momencie z jednych z nich wyszła jakaś dziewczyna i się zderzyliśmy.
- Ała- jęknęła i potarła ręką ramię. Miała krótkie białe (dosłownie) włosy i jasno niebieskie oczy, podkreślone niebieską kredką. Ubrana była w białą obcisłą sukienkę i buty na obcasach.
- Sorry- powiedziałem najmilej jak potrafiłem.
- A ty to kto?- zapytała wpatrując się we mnie podejrzliwie.- Nie widziałam cię wcześniej.
- Ee no tak. Wiesz, pojawiłem się tutaj niedawno i cały czas spędziłem tutaj- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Chciałem jak najszybciej wyjść.
- A w jakiej sali leżałeś?- wypytywała dalej. Co tacy nieufni ci ludzie się zrobili?
- Pff nie wiem. Nie patrzyłem na numer, ale to ta ostatnia po prawej stronie- dziewczyna pokiwała głową jakby się nad czymś zamyśliła.
- No dobra. Nie wyglądasz na jakiegoś potrzebującego pomocy, więc idź- odparła lekceważąco i ruszyła w stronę, z której przyszedłem.
- Tylko tam na monitorze pisze: TRUP. Niechcący mi się kabelki porwały- rzuciłem w jej stronę.
- Ech a mówiłam Oliverowi żeby naprawił pół roku temu. A jak ktoś naprawdę umrze to nawet nie będziemy wiedzieć- mruczała pod nosem odchodząc. Wzruszyłem ramionami i wyszedłem na zewnątrz.

Tutaj też było trochę dziwnie. Obozowicze od około dziesięciu do... no 20 lat biegali i wrzeszczeli na całe gardło. Dodam, że połowa z nich miała w ręku noże, topory, bicze, kusze, nawet pistolety i tym podobne. Gdzie ja się kurwa znalazłem?
Nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. Może dlatego, że tutaj wszyscy ubierali się jak tylko chcieli, więc nie różniłem się aż tak bardzo.

Nawet nie wiem czego szukałem. Może Wielkiego Domu, albo Trzynastki? Jednak wszystko zostało, tak jakby, poprzestawiane. Tam gdzie była ścianka z lawą, stał jakiś czerwony budynek. Herosi, którzy do niego wchodzili mieli ze sobą różnego rodzaju broń, a Ci, którzy wychodzili najczęściej wyglądali jak po walce z hordą cyklopów.

Arena niby była tam gdzie zawsze, ale trochę się zmieniła. Może nie będę już opisywał, bo zawsze mogę to zrobić później. Ale jedno co mogę powiedzieć, to na pewno zainwestowali w nowoczesną technologię. Zamiast zwykłych manekinów były wyświetlane potwory takie jak na przykład gorgony. Niby fajne, ale jednak.... Czuję się znowu, jak po podróży w czasie.

Na arenie znajdowało się około dwudziestu herosów. Wolałem im nie przeszkadzać, więc odszedłem. W końcu postanowiłem poszukać, kogoś kto tu rządzi. Może nawet Chejrona? Kto wie?
W pewnej chwili podszedł do mnie jakiś chłopak. Miał na oko jakieś siedemnaście lat, brązowe włosy i ciemnoniebieskie oczy, a w ręku trzymał laserowy pistolet. To chyba jego widziałem przed utratą przytomności.
- Elo- powiedział i schował pistolet za pasek.
- Yyy hej- odpowiedziałem niepewnie. Nie wiem czego mogę się po kim spodziewać.- Sorry, ale nie pamiętam. To ty walczyłeś z tymi potworami przy bramie?
- Nom. Nieźle co? Sam stworzyłem ten pistolet. Specjalnie zmodyfikowany, żeby działał na potwory- uśmiechnął się dumnie.- W sumie dobrze, że już się obudziłeś. Gabi chciała z tobą jak najszybciej gadać- odparł.
- A kim jest ta Gabi? I czemu chciała ze mną gadać?
- Tego to nawet mi nie powiedziała- pokręcił głową.- Ale mogę Cię do niej zaprowadzić. Powinna być w Domu Pretora. Pewnie jeszcze rozmawia z tą dziewczyną, z którą przyszedłeś. A tak w ogóle to jestem Oliver, ale możesz mówić Ollie jak wszyscy- podał mi dłoń. Uścisnąłem ją.
- Ja jestem Nico di Angelo- powiedziałem. Nie wiem czemu, ale ten chłopak wydał mi się taki... godny zaufania. Chyba zwariowałem, ale chuj z tym.
- Serio? Jak TEN Nico di Angelo?- zapytał. W tej chwili coś zapiszczało. Wyciągnął coś z kieszeni i lekko się wykrzywił.- Eee sorry, ale muszę spadać. A ty idź do Gabi. Jej domek znajduje się tuż przed domkiem Zeusa, a ten na pewno rozpoznasz- powiedział i gdzieś odbiegł.

Nie miałem wielkiego wyjścia co zrobić, więc postanowiłem iść tam gdzie powiedział Oliver.
Rzeczywiście niedaleko Jedynki stał wielki kremowy budynek. Wyglądał jak połączenie rzymskiej i greckiej architektury. Kiedyś Annabeth chciała zrobić coś takiego, ale jej nie wychodziło.
Drzwi wyglądały jak zrobione z rubinu. Gałka była srebrna, ale wszystko inne wyglądało jak drogocenny kamień. Gdy dotknąłem gałki, na środku drzwi pokazał się złoty ekran. Wyświetliło się kilka pytań.
Pierwsze: Jesteś herosem? Zaznaczyłem oczywiście, że tak.
Drugie: Masz ważną sprawę? Moja odpowiedź brzmiała tak samo jak poprzednia.
Trzecie: Czy zagrożone jest życie herosa/śmiertelnika? Miałem już tego dosyć, więc zaznaczyłem odpowiedź- tak. W końcu drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka z lekkim wahaniem.

Przeszedłem przez obszerny holl, na którego ścianach wisiały dziesiątki obrazów i zdjęć. W końcu znalazłem się w dużym pokoju, a raczej salonie. Na środku stał stolik, a przy nim siedziały dwie dziewczyny. Jedną z nich była Nika, a drugą, chyba ta dziewczyna, którą widziałem z Oliverem. Kiedy tylko się zbliżyłem, nie odwracając się westchnęła dramatycznie.
- Co tak ważnego cię tu sprowadza, kiedy przeprowadzam rozmowę? Bo nie uwierzę, że coś naprawdę ważnego- powiedziała pisząc coś na komputerze.
- No dla mnie akurat ważne. Chciałbym się dowiedzieć co tu tak naprawdę robię- powiedziałem krzyżując ręce na piersi.- Cześć Nika- dodałem uśmiechając się do dziewczyny.
- Och, właśnie o tobie rozmawiałyśmy- powiedziała nieznajoma heroska wpatrując się we mnie jak w obrazek. Nie znoszę tego.- A jednak się znacie?- spytała Veronicę. Ta zaryła twarz rękoma.
- Ile razy mam ci mówić, że nie? Spotkaliśmy się niedaleko obozu, kiedy potwory atakowały, prawda Nico?- popatrzyła na mnie znużona. Pokiwałem potwierdzająco głową.
- Dobrze, w takim razie możesz już iść.
Nika bardzo ucieszyła się, słysząc to i od razu wyszła z pokoju.
- Usiądź- dziewczyna wskazała miejsce naprzeciwko siebie. Trochę niechętnie, ale to zrobiłem. Nie przepadam, gdy ktoś mi rozkazuje. A już na pewno nie dziewczyna.
- Mogę się w końcu dowiedzieć o co tu chodzi?- zapytałem i przyjrzałem się uważniej półbogini. Miała długie proste ciemne włosy i brązowe oczy z czarną obwódką. Ubrana była w niebieskie szorty i czarną bluzkę na ramiączkach. Na rękach i nogach miała liczne tatuaże.
- Ok. No więc tak. Ja jestem Gabrielle Santiago, pretor Obozu Półkrwi, córka Zeusa, wnuczka Hekate i prawnuczka Afrodyty- popatrzyłem na nią dziwnie, ale na razie nie chciałem nic mówić.- Reszta jest trochę skomplikowana. No więc, podejrzewam, ze wiem kim jesteś- popatrzyła na mnie pytająco.- Nico do Angelo, co nie?- zapytała, ale brzmiało to bardziej jak stwierdzenie, więc tylko pokiwałem głową.
- Skąd wiesz?
- Hmmm powiedzmy, że jesteś jesteś znany na obozie- odparła.- Żyłeś na początki 21 wieku?-
- Co znaczy żyłem? W sumie to prawda, ale przyznam, ze trochę mnie przerażasz- powiedziałem szczerze.
- No dobra. Tak więc prawdopodobnie moja teoria się sprawdza. Sądzę, że bogowie Cię wskrzesili i wysłali po coś do nas. Naprawdę nie wiem po co, więc nie mogę ci powiedzieć.
- To już zdążyłem odkryć- stwierdziłem może trochę zbyt nieprzyjemnie.- A tak w ogóle to który jest rok? Bo wydaje mi się, jakbym odbył podróż do przyszłości.
Dziewczyna zaśmiała się, po czym spojrzała mi głęboko w oczy.
- Jest 2063 rok. Nie żyłeś przez 45 lat, ale powróciłeś synu Hadesa- powiedziała spokojnie.
Już miałem zadać kolejne pytanie, ale nagle coś wstrząsnęło jak po wybuchu bomby, a po chwili usłyszałem dziewczęce wrzaski.
- Co to?- zapytałem wstając z miejsca.
Dziewczyna wyglądała na równie zaskoczoną co ja.
- A bo ja wiem? Chodźmy sprawdzić- zaproponowała. Po kilkunastu sekundach otwieraliśmy już drzwi na zewnątrz.
          
      ~~~~~~

  No i proszę. ;D Wiem, że mega nudny, ale serio nie miałam co wymyślić. ;D  Wena się na chemii zużyła. XD
Taka mała informacja. Nie wiem czy rozdział na drugim blogu pojawi się w terminie. Teraz mam próbne egzaminy i pasowałby się trochę poduczyć. Z każdego przedmiotu później dają z tego oceny, więc wiecie. No i jasełka. Tak więc trochę tego jest, ale postaram się nadrobić w święta. ;DDD
Dziękuję, tym którzy dotrwali do końca. Gratulacje. ;***